
Jak po meczu z Finlandią…
Nie potrafimy jako naród myśleć trzeźwo o własnych interesach i tych, choćby najbardziej podstawowych potrzebach. Jedną z takich fundamentalnych spraw jest przecież bezpieczeństwo żywnościowe.
W Polsce przez dekady rozwijał się przemysł przetwórczy, a wraz z nim rosła baza surowcowa. Kraj nasz osiągnął dominującą lub istotną pozycję w Europie (albo i na całym świecie!) w zakresie produkcji owoców przemysłowych, takich jak truskawka, malina, porzeczka czarna i czerwona, aronia czy agrest.
Czytaj także:
Chyba nigdy jednak nie było prawdziwego i głębokiego zrozumienia wzajemnej relacji pomiędzy plantatorami a przetwórcami. Pojawiło się za to sporo złej krwi i ordynarnych prób maksymalnego wyzyskania drugiej strony. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy wysokie ceny porzeczki w 2011 roku były celowym działaniem. W myśl zasady „kupić raz drogo ale mało, żeby potem przez wiele lat kupować dużo i tanio” można przypuszczać, że coś było na rzeczy. Czy ceny malin w skupach w 2015 roku były uzasadnione ekonomicznie? Nie sądzę.
Efektem tych wystrzałów cenowych były ambitne inwestycje w zakładanie nowych nasadzeń a następnie potężne rozczarowania, gdy okazywało się przez długi szereg kolejnych lat owoce były za bezcen. Do tego doszedł masowy import. Czy to truskawek mrożonych z Egiptu, czy malin z Ukrainy, co jedynie pogłębiało tragiczne położenie rodzimych ogrodników, katalizowało decyzje o likwidacji bądź ograniczaniu plantacji.
Czytaj także:
Wszystko to przypomina trochę sytuację panującą w polskiej piłce nożnej. Najpierw kłótnie i awantury, odstawianie na boczny tor kluczowych zawodników, a potem płacz i zdziwnienie, ze nie wygrywamy pozornie łatwego meczu w którym większość atutów było po naszej stronie.
Utracony rozsądek i… baza surowcowa
W krajach, które rozsądnie podchodzą do własnego bezpieczeństwa żywnościowego, jak na przykład Japonia czy Chiny, nacisk kładzie się na produkcję żywności w granicach państwa, a jedynie w przypadku deficytów zezwala na import. Tymczasem w polskiej branży jagodowej jest na opak.
Czytaj także:
„Po co mam kupować truskawki w kraju, jak taniej dostanę z Egiptu”, „Bierzemy maliny z Ukrainy – taniej i z chłopkami użerać się nie trzeba” – takie opinie słyszałem w poprzednich latach w kuluarowych rozmowach z niektórymi przetwórcami. Takie postępowanie w sezonie, gdy generalnie na świecie panuje nieurodzaj, a rodzima baza surowcowa została silnie ograniczona, doprowadziło do pustek na skupach pomimo dość wysokich cen. Ale co tam skupy – zdarza się, jak na przykład wczoraj, że truskawek w szczycie sezonu brakuje nawet na Broniszach!
Wygląda na to, że okazywanie pogardy rodzimym dostawcom owoców na cele przetwórcze poprzez ustalanie uwłaczających stawek za owoce w minionych latach zemściło się w bieżącym sezonie. Mam tylko nadzieję, że wyciągnięte zostaną z tego odpowiednie wnioski. Nadzieja umiera ostatnia…
Zapasów nie ma, surowca też nie będzie
Trwa dziwaczny sezon. Tanki i mroźnie świecą pustkami i nie wygląda na to, żeby sytuacja miała się diametralnie zmienić. Truskawek w Egipcie było mniej i mało jest ich też w Polsce. Ceny skupu truskawki z szypułką zbliżają się do 5,00 zł/kg, bez szypułki przekroczyły już 7,00 zł/kg. Maliny uszkodziła zimowa aura tak w Serbii i na Ukrainie, jak i w Polsce. Porzeczek czarnych będzie bardzo mało już kolejny sezon z rzędu. Wielu pyta o agrest, niewielu może go sprzedać. Aronia w niektórych częściach kraju wygląda w miarę przyzwoicie, ale na przykład w Wielkopolsce są plantacje, gdzie straty spowodowane mrozem wynoszą równe 100%.
Zacznijmy wreszcie budować!
Nie chcę, by ten tekst został odebrany jako paszkwil na przetwórców. W tym gronie są osoby wykazujące zrozumienie dla położenia plantatorów i postępujące przyzwoicie. Trzeba też przyznać, że i plantatorzy nie zawsze zachowują się fair.
Może po prostu byśmy wreszcie usiedli na chwilę przy wspólnym stole i porozmawiali? Poznali swoje potrzeby i oczekiwania? Przecież wciąż są szanse na to, by wspólnie robić interesy i zarabiać. Mam nadzieję, że projektem, jaki będzie można w następnych latach postawić za wzór konstruktywnego działania, stanie się Aroniowa Demo Farma. Uczestniczy w nim firma skupująca i przetwarzająca owoce. Rynek aronii jest doskonałym poligonem do przetestowania różnych form współdziałania, bo tu naprawdę niewiele zostało już do stracenia. Jeśli jednak nie zrobimy nic, to szybciej niż się nam wydaje podążymy drogą zachodnich krajów, gdzie przetwórstwo owoców odgrywa co najwyżej marginalną rolę.