
Produkcja ciągników w Niemczech jest zbyt droga
Powód decyzji Kuboty jest prozaiczny, choć w niemieckim Rodgau brzmi jak dramat grecki: czynniki ekonomiczne. Innymi słowy – w Niemczech robi się za drogo, a w Polsce wciąż taniej. Pracownicy biją na alarm, że w perspektywie kilku lat pracę może stracić nawet 200 osób. No cóż – jak to mówią: „Ordnung muss sein”, ale Ordnung kosztuje, szczególnie w tabelkach księgowych.
Kubota woli więc bardziej „elastyczne” warunki. I tu Polska jawi się jako atrakcyjna alternatywa – mniej biurokracji, niższe koszty i, co najważniejsze, rynek maszyn rolniczych, który wciąż rośnie.
Czy polscy ogrodnicy zapłacą mniej za ciągniki marki Kubota?
Tu najważniejsza kwestia: czy ciągniki Kuboty stanieją? Niestety, trzeba spuścić powietrze z balonika – ceny ustala się globalnie. To, że ktoś będzie skręcał ciągnik bliżej Radomia niż Frankfurtu, nie oznacza, że dostaniemy go za pół darmo.
Ale jest też plus – logistycznie może być szybciej. Mniej kilometrów do pokonania oznacza sprawniejszą dostawę i części, i gotowych maszyn. A to już każdy z klientów odczuje.
Niedowierzanie w Niemczech
Dla naszych zachodnich sąsiadów to duży cios – bo jak to tak? Japońska firma wybiera Polskę zamiast Niemiec? To przecież trochę jakby ktoś zrezygnował z bawarskiego piwa na rzecz kufla z Podlasia. A jednak – ekonomia bywa przewrotna.
Ceny zapewne pozostaną takie same. Bo czy traktorek skręcony jest w Rodgau, czy w Radomiu – ważne, żeby silnik odpalił i cała reszta działała jak należy – po japońsku.
Adam Ładowski