Jakie gospodarstwa mają szansę się utrzymać?
Zdaniem Macieja Piskorskiego kluczowe jest brutalnie szczere spojrzenie na ekonomię gospodarstwa, a nie tylko na tradycję i przywiązanie do ziemi.
– Rozwój gospodarstwa tak, bo tylko te mocne gospodarstwa będą uczestniczyć na rynku – podkreśla. I od razu stawia rolnikom łamigłówkę.
– Średnie wynagrodzenie w Polsce to jest około 8 tysięcy złotych brutto. Jeżeli jest rodzina czteroosobowa, dwie osoby pracują – to jest 16 tysięcy złotych brutto. Razy dwanaście miesięcy wychodzi nam około 200 tysięcy złotych brutto, czyli rodzina ma taką roczną pensję. Jakie gospodarstwo, z jakiej wielkości pozwoli zdobyć taki przychód?
Piskorski sam naprowadza na odpowiedź:
– Według mnie w okolicach dwóch tysięcy złotych przychodu z hektara, to mówimy o stu hektarach. No i teraz znowu będzie: ‘nie, no co on gada‘, bo to by oznaczało, że poniżej stu hektarów prowadzenie gospodarstwa rolnego nie ma sensu. Ja tego nie powiedziałem, ja tylko zostawiam taką kwestię do przemyślenia – wyjaśnia przedstawiciel BNP Paribas.
Jednocześnie zaznacza, że nad utrzymaniem wielu mniejszych gospodarstw trzeba zacząć rozmawiać szczerze:
– Naprawdę to musi być gospodarstwo 30–40 hektarowe, któremu jest bardzo ciężko na rynku. (…) Cały czas nie mówmy, że każde gospodarstwo ma miejsce na rynku. No pora o tym naprawdę porozmawiać i mówić – podkreśla.
Czy małe gospodarstwa mają jeszcze pomysł na siebie?
Piskorski nie mówi wprost, że mniejsze gospodarstwa powinny zniknąć, ale stawia warunek: albo realny pomysł na rozwój, albo alternatywa poza rolnictwem.
– Albo zaczynamy o tym rozmawiać uczciwie i mówimy, jaki mamy pomysł na polskie rolnictwo, bo jaki mamy pomysł na małe gospodarstwa. No bo jeżeli one mają przestać prowadzić gospodarstwo, to znaczy co mają innego robić? Trzeba jakąś propozycję na stół położyć – ocenia i zwraca uwagę, że decyzje są szczególnie trudne w gospodarstwach wielopokoleniowych:
– Jeżeli to jest wielopokoleniowe gospodarstwo i powiedzenie, że ma ktoś przestać prowadzić gospodarstwo, to rozumiem – często się może w oku zakręcić łza, ale może właśnie warto o tym rozmawiać – dodaje.
Jednocześnie zaznacza, że zanim rolnik uzna, że nie ma pomysłu na swoje 20–40 ha, warto porozmawiać z doradcą finansowym w banku i poszukać szansy dzięki inwestycjom.
Nadpłynność w rolnictwie – paradoks trudnych czasów
Rolnicy często mówią o braku środków, ale zdaniem Piskorskiego w danych bankowych i budżetowych widać coś innego.
– Widzę to w danych ogólnie dostępnych, że gospodarstwa są nadpłynne. Jest bardzo dużo kredytu – to są cały czas konsekwencje poprzedniego kredytu płynnościowego, kiedy 14 miliardów złotych weszło na rynek. 20 miliardów rok w rok są dopłaty bezpośrednie i teraz kolejne 2 miliardy weszło z kredytem FGR – wylicza.
Zwraca jednak uwagę na zmianę otoczenia: dopłaty covidowe, wojenne i kryzysowe się skończyły lub mocno ograniczyły, a strumień pomocy zamienił się w wąski kanał. Stąd rośnie rola banków jako podstawowego źródła finansowania rozwoju.
– W większości przypadków gospodarstwo rozwija się z pomocą banku i będę do tego nawiązywał wielokrotnie. Jest naprawdę duże portfolio, jak ładnie się to nazywa, czyli wybór produktów, które pozwolą realizować inwestycje w gospodarstwach, bardzo duży – podkreśla Piskorski.
Jak finansować inwestycje w gospodarstwie?
Piskorski podkreśla, że pierwszym krokiem zawsze jest ocena zdolności kredytowej – niezależnie od tego, czy rolnik ma już podpisaną umowę z ARiMR.
– To nie jest tak, że ktoś jak ma podpisaną umowę z Agencją, to idzie do pierwszego, lepszego banku i mówi: ‘Oto mam umowę z ARiMR i proszę mi dać kredyt‘. To tak nie działa. Trzeba być na tyle dobrej kondycji, nieprzekredytowanym, zwracam uwagę szczególnie w parabankach, bo nam to wszystko później wychodzi i jest problem – podkreśla dyrektor departamentu produktów agro banku BNP Paribas.
Dopiero potem dobiera się narzędzie finansowania takie jak kredyt inwestycyjny powiązany z dotacją czy leasing lub pożyczka leasingowa.
– Wykładamy 100%, potem w ciągu tego pół roku nam się ten kredyt, jak to ładnie mówimy, gasi i reszta jest rozłożona na te 10–15 lat w zależności od tego, co rolnik oczekuje. (…) Mamy też dosyć korzystne oprocentowanie, bo wiemy, że te kredyty będą dosyć dobrze spłacane. Zachęcam zawsze, żeby się dobrze zorientować, bo tutaj w przypadku maszyn i funduszy unijnych mamy do czynienia nie z leasingiem, a z pożyczką leasingową. Dlaczego? Bo pożyczka leasingowa pozwala na przeniesienie własności na gospodarstwo rolne, a w leasingu ciągle leasingodawca jest właścicielem. Rynek leasingu rok do roku wzrósł 32%. To pokazuje, że rolnicy korzystają z tego rozwiązania. Mimo wszystko uważam, że mógłby być ten produkt być bardziej popularny – ocenia Piskorski.
Ekspert BNP Paribas zaznacza, że są jeszcze kredyty inwestycyjne bez dotacji – w tym specjalne linie, jak Agromax:
– Tam jest dopłata również i do zakupu ziemi, szczególnie promuje młodych rolników, poniżej 40 roku życia. (…) Przy Agromaxie pewnie można przez dwa lata pracować na zerowym oprocentowaniu, bo tam jest tak duża dopłata – wyjaśnia.
Kluczowe, by rolnik nie przychodził do banku tylko po kredyt, ale z konkretnym planem:
– Przyjdźmy do banku, powiedzmy, co chcemy, a bank będzie umiał zaproponować najlepsze rozwiązanie. Na tym polega właśnie to doradztwo i ta rozmowa pomiędzy rolnikiem a nami – podkreśla.
Ziemia – najdroższy towar i jak ją finansować
Dziś to właśnie ziemia staje się głównym celem inwestycji wielu rolników, ale i tutaj Piskorski ostrzega przed bezrefleksyjnym zadłużaniem.
– Czasami jest takie pytanie, czy oby na pewno zawsze ta cena, którą gospodarstwo płaci za hektar ziemi, jest optymalna. Bo jeżeli to jest cena około 100 tysięcy zł za hektar, to jak teraz wiemy, jaka jest dochodowość z hektara, to ile – nie lat, pokoleń – będzie ten poziom zwrotu? – zauważa ekspert.
Jednocześnie przyznaje, że bez powiększania areału trudno o konkurencyjność, więc banki przygotowały specjalne narzędzia jak linia Z – kredyt preferencyjny na zakup ziemi lub Agromax z dopłatą do zakupu ziemi.
FGR i kredyty płynnościowe – czego się nauczyliśmy?
Bank BNP Paribas był jednym z głównych uczestników programu FGR – nisko oprocentowanego kredytu obrotowego. Zainteresowanie przeszło oczekiwania banków i ministerstwa.
– Pomysł urodził się we wrześniu, od października wystartowaliśmy i musimy to zakończyć z wypłatą do końca roku. Czyli mamy akcję, która powstała w dwa tygodnie i musi być skonsumowana w trzy miesiące. (…) My właściwie już od początku listopada nie przyjmujemy wniosków, bo ich tak dużo jest, że i tak ich nie jesteśmy w stanie obsłużyć – relacjonuje Piskorski.
Wniosek? Mimo wcześniejszych ogromnych programów płynnościowych, zapotrzebowanie na tani pieniądz wciąż jest bardzo wysokie. Ale Piskorski przypomina: FGR to nie jest narzędzie do wszystkiego, a jedynie kredyt obrotowy na określony czas.
Silne gospodarstwo to świadome decyzje finansowe
Z wypowiedzi Macieja Piskorskiego wyłania się jasny obraz przyszłości polskiego rolnictwa:
na rynku utrzymają się głównie gospodarstwa ekonomicznie silne – często większe, ale przede wszystkim dobrze zarządzane, małe i średnie gospodarstwa mają szanse, jeśli znajdą pomysł na rozwój i będą świadomie korzystać z instrumentów finansowych. Rola banku to już nie tylko "pożyczać pieniądze", ale doradzać w wyborze formy finansowania – od kredytu preferencyjnego, przez leasing, po specjalne programy typu Agromax.
– Zachęcam: zapraszam do banku, rozmawiajcie z nami o swoich potrzebach i będziemy szukać rozwiązań"– podsumowuje Piskorski.
Decyzja, czy gospodarstwo ma przyszłość, coraz rzadziej zależy tylko od liczby hektarów. Coraz częściej – od tego, czy rolnik potrafi połączyć produkcję z profesjonalnym podejściem do finansów.
